piątek, 9 grudnia 2011

Mitenki

popełniłam. Zaszalałam i dwie pary machnęłam. Zdjęcia beznadziejne, ale robiłam co mogłam.



środa, 7 grudnia 2011

...

Przystopowałam z produkcją, ale nie mówię, że to koniec. Większość wyszła do ludzi, część na allegro. Może nareszcie wezmę druty do ręki. Mitenki mi się marzą.



niedziela, 4 grudnia 2011

Mało casu kruca bomba...mało casu

Ja na chwileczkę. Nadal zwijam, kleję, gniotę, lepię, tylko, że dwa albo i trzy razy więcej. I bardzo proszę niech ktoś tam na górze dołoży do doby tak ze trzy godzinki. Zamówienia mam, pomysły mam, a czasu niet.



piątek, 11 listopada 2011

Patriotyzm lokalny

uprawiam. Ale nigdy, przenigdy nie przyznam się, ile rogali dziś zjadłam. Żeby nie było, że tylko konsumuję, informuję, że również kleję, zwijam, gniotę, kulam i wycinam. Zdjęć nie będzie. Może w następnym poście, jak się aparat "odobrazi".

niedziela, 9 października 2011

Zajawka

Betinko dziękuję.
Porzuciłam cieniznę na rzecz Czterdziestki wygrzebanej z dna szafy. Skąd ją mam nie pamiętam, kolor jakiś taki nie mój. Pierwszy raz zastosowałam metodę Provisional cast on. Zobaczymy co wyjdzie. Dziergam powolutku, bo z pracy przychodzę w charakterze zwłok, wykończona psychicznie. Nie będę się rozpisywać co i kto mnie wnerwia. Po dwudziestym się unormuje, to przyspieszę.




I  jeszcze broszki popełniłam.




piątek, 23 września 2011

Tadam!

Się pochwalę. Dzisiaj rozpoczęłam współpracę z kolejną galerią. Ciszę się jak dzieciak. "Pubowy anioł" wzbudził zachwyt i zawisł na ścianie. Robótkowo - nędza. Szal leżakuje i wątpię, żebym skończyła go w tym roku. Idzie zima i muszę zamotać się w coś ciepłego. Pewnie wkrótce popełnię sweter, bo jak zwykle nie mam się w co ubrać. Muszę tylko wybrać włóczkę i wzór. Nie mogę się zdecydować. Kusi mnie też maszyna. Dawno nie szyłam, a mam parę pomysłów. Tylko doba taka krótka...

piątek, 16 września 2011

Anielisko

Przyznaję się, drutów nie tykałam. Najpierw z braku czasu, potem z braku czasu, ale powód był inny. Otóż pracowa koleżanka zamówiła u mnie prezent dla męża. Uznała, że skoro ma specjalistę od aniołów, to nie będzie niczego szukać w galeriach. Anioł będzie wisiał w pubie, ma być duży i nawiązywać tematycznie do wystroju. Zamówienie przyjełam. Bałam się tylko, czy uda mi się ulepić tak zużego anioła i czy zdążę na czas. Miałam cztery dni, a właściwie wieczory. W końcu człowiek do pracy chodzi. W poniedziałek koleżanka zaakceptowała projekt, pobiegłam świńskim truchtem po glinę i wieczorem zaczęłam działać. Po północy anioł był gotowy. We wtorek odprawiałam modły, żeby to cudo łaskawie wyschło. W środę malowałam przód. W czwartek malowałam tył, pokryłam werniksem i złożyłam do kupy. Dałam radę. Całość jakieś pół metra (zapomniałam zmierzyć) i dobre kilo żywej wagi. Dzisiaj rano był odbiór zamówienia. Pracowa koleżanka zachwycona. Anioł się spodobał. Mam nadzieję, że spodobał się małżonkowi. Nie mam żadnej wiadomości, ale zakładam, że świetnie bawią się na otwarciu pubu.
Zdobyła nowe doświadczenie. Pewnie wkrótce popełnię następne anielisko. Już wiem jak się do tego zabrać. Doszłam też do pewnych wniosków. Po pierwsze - lepienie małych aniołków to przy tym pikuś. Po drugie - ściereczki pewnej firmy są beznadziejne jeżeli chodzi o wycieranie, czyszczenie itp, za to świetnie nadają się jako podkładka pod schnącego anioła. Po trzecie - cztery godziny snu, to dla mnie stanowczo za mało. Stan umysłu: obecna - nieprzytomna.

Oto ci on




No to pa!

środa, 24 sierpnia 2011

Uprzejmie donoszę,

że dzielnie dziergam szal. Mam ok. 60 cm. Przede mną jakiś metr dłubania. Jak dla mnie powolutku to idzie. Włóczka jest cieniutka i muszę uważać jak wbijam drut w oczko, a  przez to wolniej dziergam. Trochę mnie to denerwuje. I do tego inne rzeczy kuszą, oj kuszą.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Kulinarnie

Nie cierpię gotować. Niestety gotuję, ale po najmniejszej linii oporu. Osiągnęłam w tym mistrzostwo. Tylko czasami mnie nachodzi i muszę. I dzisiaj mnie naszło. Upiekłam ciacho. Przepis wyszperałam przypadkiem w internecie (jak znajdę bloga, to wstawię link, bo tam piękny tutek był) i to ciacho do mnie wołało. Nie wytrzymałam i upiekłam. Mniamuśne ciasto z cynamonem.



Apdejt
Znalazłam. Przepis i tutek  Mam nadzieję, że autorka nie będzie miała nic przeciwko. Użyłam świeżych drożdży (2,5 dag), które rozrobiłam z odrobiną cukru, mąki i ciepłym mlekiem, dodałam roztopione masło, wsypałam mąkę i wyrobiłam ciasto.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Czarna rozpacz

Szlag jaśnisty mnie trafił. Siedzę i kwiczę. Zaczynam szal od nowa. Przerobiłam rządek i coś mi nie pasowało. Znalazłam wystającą nitkę. Prawdobodobnie źle wbiłam drut w oczko i je zgubiłam. Jakim cudem liczba oczek mi się zgadzała? Sprułam kilka rządków. Oj pięknie się pruje, pięknie. Jedno pociągnięcie i sruuuuu... poszło. Zaczęłam nabierać oczka, ale się zamotałam przy tym ażurku. Nerw mnie wziął. Robię od początku, będzie łatwiej. A tak pięknie było.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

wtorek, 2 sierpnia 2011

Szal

Naoglądałam się szali estońskich i muszę go mieć. Mam nadzieję, że wytrwam, bo cudo ma mieć przynajmniej 1,50 m, a włóczka strasznie cieniutka. Oczywiście istnieje ryzyko, że porzucę projekt na rzecz sweterka, który zaczęłam lub bolerka, które zaczęłam lub innej rzeczy, którą zacznę. Czy to się leczy?



niedziela, 24 lipca 2011

Skończyłam gada

Trwało to całe wieki, ale jest.
Wzór z  Cotone 1 Lana Grossa z modyfikacjami: zmieniłam liczbę oczek, rękawy tylko na dole mają dziurki, potem leciałam gładkim prawym i w ogóle robiłam je z głowy.
Włóczka: prawdopodobnie Sasanka, ok. 150 g
Druty: 4,5 mm



niedziela, 3 lipca 2011

Bolerko

Tym razem wyłącznie drutowo. Bolerko popełniłam, a właściwie to chyba shrug. Sukienka, do której je zrobiłam ma ciemne wzory, dlatego do zdjęcia założyłam jasną koszulkę. Bardzo proszę nie zwracać na to uwagi. Zrobione z włóczki Angel Bergere de France, kolor oliwka, równiusio 25 g, zostało może z 1,5 metra, druty 3,5. Miało być wykończone szydełkiem. Nie starczyło włóczki, a żadna z moich zapasów nie pasowała. Zostaje takie, przynajmniej narazie.



poniedziałek, 13 czerwca 2011

Urlopowo, aniołowo

Po pierwsze - urlopowo. Błogostan trwa i będzie trwał jeszcze tydzień. I to mówię ja - pracoholik.








Po drugie - aniołowo.



środa, 11 maja 2011

A ja dalej aniołowo

Miały być na blogu druty i szydełko. Jak na razie, to tylko mikroczapeczki robię. Anioły wciągnęły mnie całkowicie i na druty zwyczajnie nie mam czasu.




środa, 6 kwietnia 2011

Bez tytułu

Przeprosiłam się z "cotonem" i powolutku sobie dziergam. Powolutku, bo mi zwyczajnie czasu brakuje. Jak skończę, to pokażę zdjęcia. Trochę to może potrwać, bo nie znoszę zszywania, a technika robienia bezszwowego jeszcze do mnie nie przemówiła.
A na razie utonęłam w wiankach i aniołach z gliny. I nawet nie to, że mi się podoba, tylko zamówienia się pojawiły. Ten pomarańczowy jest na specjalne zamówienie mojej pracowej koleżanki.








poniedziałek, 7 marca 2011

Wiankowo

Wianki zrobiłam. I zamierzam popełnić ich więcej. Spodobało mi się.





Pozdrawiam
Aga

wtorek, 1 marca 2011

Niemoc

Niemoc mnie dopadła. No bo, żeby dwa, góra cztery rzędy dziennie robić? Sweter leży i kwiczy. Nie chce mi się. Ten ażur… oczka trzeba liczyć. Jakieś pechowe to swetrzysko. Za długo go robię. Raczej jak mnie przyssie do drutów to trzyma, a tu blee… Chyba potrzebny mi projekt, przy którym nie trzeba myśleć. Tak „dla spokojności”. Może sto pięćdziesiątą czapkę zrobię? Może powinnam wyciągnąć trupa z szafy i dokończyć? Jakby dobrze poszukać, to ze cztery by się znalazły i przy okazji druty i szydełka, które zaginęły w akcji. Właściwie to chciałam robić ozdoby wielkanocne, bo mi się pomysły lęgną i za chwilę nie będzie miejsca pod kopułką. Ale nie dotarłam do pasmanterii, żeby nabyć drogą kupna rzeczy, które mi są niezbędnie, koniecznie potrzebne do realizacji tych moich projektów. Dam sobie jeszcze szansę.I swetrzysko też ją dostanie, ale nie dziś.

wtorek, 22 lutego 2011

niedziela, 20 lutego 2011

Drutowo

Aktualnie się dzierga sweterek z czasopisma Cotone nr 1 Lana Grossa. To już moje drugie podejście. Rok temu robiłam go z Chainette, ale zmieniłam koncepcję i popełniłam inny sweterek. Niewykluczone, że i tym razem nie dotrwam do końca. W życiu zrobiłam chyba jeden sweter, który od początku do końca wyglądał jak w gazecie.


Poniżej część moich prac. Reszta leży w szafie i czeka na obfocenie, albo uległa utylizacji, albo wyszła. Rozdawnictwo uprawiam.

sobota, 19 lutego 2011

Pierwszy

Chciałam, to mam. A co? I będę się tu chwalić!
Długo dojrzewałam do założenia bloga. W końcu się zdecydowałam. Początkowo chciałam pokazywać to, co robię na drutach i szydełku, ale będą też inne rzeczy. Bo na chwilkę zdradziłam druty. Odkryłam, że maszyna nie służy tylko do skracania spodni.